Nasz Dziennik" podaje, że po katastrofie smoleńskiej ktoś na terenie
Federacji Rosyjskiej manipulował przy telefonie prezydenta Lecha
Kaczyńskiego. Według gazety, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego
ustaliła, że odsłuchiwano pocztę głosową. Prokuratura wojskowa uznała
jednak, że można tu mówić jedynie o dzwonieniu na cudzy koszt, a nie o
wykradaniu informacji. Ostatecznie stwierdzono, że nie doszło do
popełnienia przestępstwa.
Jak podaje "ND":
Ekspertyza ABW jest jednoznaczna. Jak stwierdza prokuratura,
"nieustalona osoba" na terenie Rosji uruchamiała 10 i 11 kwietnia 2010
r. telefon Nokia 6310i zarejestrowany na Kancelarię Prezydenta, a
użytkowany przez Lecha Kaczyńskiego. Do pierwszego włączenia telefonu
doszło tuż po katastrofie, bo o godz. 10.46. Kolejne połączenia miały
miejsce następnego dnia o godz. 12.40 i 16.20. Chodziło o numer polskiej
poczty głosowej - 505 114 114. /W Polityce/
Antoni MACIEREWICZ, szef parlamentarnego zespołu badającego tragedię smoleńską, poseł PiS:
Ujawnienie tej informacji to jeden z przełomowych momentów w badaniu
tego co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku. A jeśli, jak twierdzi "Nasz
Dziennik", chodzi o 10.46 czasu rosyjskiego, to mamy do czynienia z
informacją wręcz szokującą.
Dlaczego?
Bo to kwestionuje zupełnie podstawową informację spośród tych
podawanych przez Rosjan - tę o czasie katastrofy. Od początku był z tym
zresztą kłopot. Najpierw podawano godzinę 10.56, następnie 10.40,
ostatecznie stanęło na 10.41. Ten czas potwierdzały wszystkie podawane
nam dane - z wieży, z czarnej skrzynki, z parametru lotów. Wszystko to
było dostosowane do przyjętej godziny 10.41. Jeżeli teraz okazuje się,
że do telefonu pana prezydenta włamano się już o godzinie 10.46, czyli
niecałe cztery minuty po dotychczasowym czasie katastrofy, to oznacza,
że musimy zweryfikować także i to kiedy doszło do katastrofy. Nie ma
bowiem fizycznej możliwości by odnaleźć telefon i następnie włamać się
do niego jeszcze w czasie gdy pogorzelisko płonie, przewalają się
fragmenty tupolewa. Taka sytuacja nie mogła mieć miejsca.
A więc wniosek - katastrofa mogła zdarzyć się wcześniej niż dotąd podawano?
Tak, taki wniosek można wyciągnąć, jest to oczywiste. Jeśli godzina
10.46 dotyczy czasu rosyjskiego, a wszystko na to wskazuje, katastrofa
musiała się zdarzyć wcześniej, przynajmniej o kilkanaście minut niż
dotąd podawano. To oznacza zaś, że cała dokumentacja, którą dysponujemy w
tej sprawie, została sfałszowana. To by oznaczało, że jesteśmy
świadkami jakiejś gigantycznej manipulacji w tej sprawie, z której i pan
Jerzy Miller, szef komisji badającej tragedię i prokuratura musieli
sobie zdawać sprawę.
Nawet jednak jeśli jest to czas polski, to informacja i tak
jest szokująca. Bo świadczy iż dwie godziny po tragedii rzekomo
pogubieni, pogrążeni w chaosie i przerażeni Rosjanie podejmowali
działania jak najbardziej precyzyjne i dowodzące raczej dobrego
przygotowania niż zaskoczenia. Wiedzieli co robić, nie cofali się przed
niczym.
To znaczy także iż świadomie podejmowali działania zmierzające do
wykradzenia informacji dotyczących bezpieczeństwa i polityki państwa
polskiego. Uderzali w państwo, które właśnie straciło elitę. To stawia
pytania o penetrację pozostałych urządzeń elektronicznych. I o to
dlatego zapewniano nas, jak dziś wiemy już niezgodnie z prawdą, iż bez
polskiego pozwolenia nikt nie miał dostępu do materiałów i informacji
jakie znajdowały się przy prezydencie RP, polskich generałach i
ministrach.
Po raz kolejny widzimy, że Rosjanie zachowują się jakby byli
na tę katastrofę przygotowani. To niewyobrażalne, żeby z marszu, po
takiej tragedii, jeśli jest niespodziewana, podjąć tak precyzyjne
działania skierowane przeciw państwu, którego elita zginęła. Nawet
najlepsi kagebiści są chyba do tego niezdolni.
W pełni się zgadzam. Zespół Parlamentarny kilkakrotnie już wskazywał,
że podejmowano szereg działań, które można nazwać przygotowawczymi,
przed tragedią. Choćby obecność pięciu rodzajów rozmaitych służb
wojskowych w okolicach lotniska, w tym specnazu! Po co tam, od początku,
żołnierze specnazu? A równocześnie zupełna "bezradność" w ratowaniu
ofiar tragedii, żadnej próby udzielenia im pomocy.
Wspomniał pan o prokuraturze. Jak pan minister ocenia
umorzenie śledztwa w sprawie odsłuchiwania prezydenckiego telefonu 10
kwietnia?
Wyłączenie tego wątku do osobnego śledztwa, a następnie umorzenie
pod pretekstem, że nie jest to przestępstwo a jedynie nieuprawnione
skorzystanie z telefonu pana prezydenta Rzeczypospolitej, to jakaś
kpina ze zdrowego rozsądku. Należałoby to nazwać po prostu matactwem.