środa, 18 kwietnia 2012

Jak Rosjanie niszczyli dowody


Umycie wraku Tu-154 przez Rosjan, oznaczające zniszczenie dowodu w śledztwie, to kolejny dowód zacierania śladów tego, co naprawdę wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. Wcześniej „zniknęło” nagranie wideo z wieży, wybijano szyby, cięto przewody i kadłub, „wyprostowano” zmiażdżony fragment ogona Tu-154 i wycięto drzewa rzekomo pościnane przez tupolewa.
Niszczenie dowodów w śledztwie odbywa się systematycznie, niemal na naszych oczach, przy biernej postawie, a nawet przyzwoleniu polskich władz.
W drugą rocznicę katastrofy smoleńskiej rosyjskie władze dopuściły do resztek wraku wybranych dziennikarzy z Rosji i Polski. Zaprezentowano element bocznego poszycia przedniej części kadłuba z fragmentem napisu „Republic of Poland”.
Pokazany dziennikarzom element – co było widać na zdjęciach – jest lśniący i czysty, choć na umieszczonym w internecie jesienią 2010 r. filmie z płyty lotniska w Smoleńsku ta sama część jest wyraźnie zabłocona. Mimo tak uderzającej różnicy przedstawiciel Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej Władimir Markin – w reakcji na nagłośnienie tego skandalu w Polsce – stwierdził bezczelnie, że... rosyjskie organy śledcze nie podejmowały żadnych czynności w celu oczyszczenia fragmentów samolotu Tu-154M.

Na tę arogancję ani polskie władze, ani prokuratura nie odważyły się odpowiedzieć. Posłowie wszystkich partii, poza PiS i Solidarną Polską, opowiedzieli się przeciw uchwale Sejmu wzywającej Rosję do zwrotu wraku Tu-154M, a prokurator generalny Andrzej Seremet powiedział wprost: „Nie dopatruję się w działaniu Rosjan złych intencji. Ale mimo wszystko sprawą zainteresowali się polscy śledczy. Jeszcze dziś Naczelna Prokuratura Wojskowa zwróci się do Rosyjskiego Komitetu Śledczego o wyjaśnienie przyczyn tych zabiegów. Podejrzewam, że podejmowano je z dobrą wolą”.

1. Zacieranie śladów. Po eksplozji?

Czy również „z dobrą wolą” podjęto „zabiegi” wyrównania powierzchni zmiażdżonego podczas katastrofy smoleńskiej fragmentu części ogonowej Tu-154M? O tej bulwersującej sprawie szeroko piszemy w książce „Musieli zginąć”.

Jak ustaliliśmy, już pięć dni po katastrofie – jeszcze przed zbadaniem wraku – Rosjanie celowo zniszczyli dowód niezwykle istotny dla wyjaśnienia przyczyn rozpadu wraku. Na zdjęciach wykonanych niedługo po katastrofie widać odwróconą o 180 st. część ogonową Tu-154M ze środkowym silnikiem. Fragment ten początkowo brany był za kokpit, bo luk umożliwiający dostęp do silnika był otwarty i przypominał przód kabiny pilotów. Widoczny na fotografiach mniejszy otwór to wylot dysz. Jego dolna część jest wyraźnie wygięta, tworząc odwróconą literę „V” i zasłaniając niemal połowę otworu.

Porównaliśmy to zdjęcie z fotografią wykonaną przez rosyjskich funkcjonariuszy w następnych dniach, a zdobytą przez parlamentarny zespół ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej pod kierownictwem Antoniego Macierewicza. Na zdjęciu widać, że przewożona ciężarówką część ogonowa samolotu została przez Rosjan wyklepana (otwór już jest okrągły), a ślady świadczące o działaniu na ten fragment potężnej siły – zatarte.

Fotografia z poprawioną przez Rosjan częścią pochodzi z 15 kwietnia 2010 r. Tymczasem według końcowego raportu MAK badanie szczątków wraku przez rosyjskich ekspertów rozpoczęło się dopiero po 16 kwietnia. Oznacza to, że wbrew wszelkim regułom zniekształcono jedną z najlepiej zachowanych części Tu-154M.

Należy też przypomnieć, że przez wiele miesięcy wrak Tu-154M leżał nieosłonięty na płycie smoleńskiego lotniska, narażony np. na opady atmosferyczne. Resztki samolotu zostały osłonięte wiatą dopiero w styczniu 2012 r.

2.  Cięcie i piłowanie wraku

21 września 2010 r. dziennikarze programu „Misja specjalna” (TVP1) pod redakcją Anity Gargas ujawnili szokujące nagrania z miejsca katastrofy pod Smoleńskiem. Ukazywały one, że już dzień po katastrofie – 11 kwietnia 2010 r. – rosyjskie służby świadomie niszczyły wrak polskiego samolotu.

Na materiałach filmowych zdobytych przez reporterów „Misji specjalnej” widać, jak funkcjonariusze rosyjskich służb piłują fragmenty Tu-154M, wybijają szyby w kadłubie i przecinają przewody elektryczne maszyny. Wrak, który – gdyby trzymać się światowych standardów – powinien być zabezpieczony i poddany dokładnej rekonstrukcji, jest dewastowany.

Samolot niszczono już kilkadziesiąt godzin po katastrofie, gdy nie przeprowadzono jeszcze żadnych poważnych badań wraku. Analiza szczątków maszyny była zresztą wtedy niewykonalna, bo pierwszą próbę podniesienia największego fragmentu Tu-154M podjęto dopiero w poniedziałek 12 kwietnia. Na domiar tego w czasie, gdy demolowano wrak, wciąż znajdowały się w nim szczątki ofiar. Jak informował prokurator generalny Andrzej Seremet, do 12 kwietnia wyciągnięto zwłoki 87 z 96 osób.

Śledztwo w sprawie niszczenia wraku Tu-154M wszczęto w Polsce dopiero w grudniu 2010 r. Zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa niszczenia dowodów złożył miesiąc wcześniej pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej mec. Rafał Rogalski. W styczniu 2012 r. dochodzenie zostało zawieszone ze względu na konieczność przetłumaczenia na język polski materiałów wysłanych w tej sprawie przez Rosjan. Zwłoka w tłumaczeniu jest tak duża, gdyż dostarczone przez stronę rosyjską dokumenty zostały napisane... odręcznie.

3.  Wycinka drzew

Ujawnione przez „Misję specjalną” działania trudno uznać za przypadek, samowolę lub niechlujstwo rosyjskich milicjantów i strażaków. Towarzyszyło mu bowiem zacieranie innych śladów. W czerwcu i lipcu 2010 r. wokół miejsca katastrofy wycięto m.in. pościnane rzekomo przez polski samolot drzewa, których stan i rozmieszczenie posłużyły wcześniej za „dowód” na słuszność analiz rosyjskich śledczych i dziennikarzy, m.in. Siergieja Amielina.
Sygnały o wycinaniu drzew docierały do Polski już na początku lipca 2010 r., ale jeszcze 6 sierpnia Zbigniew Rzepa, rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej, która dziś chełpi się rzetelnym przeprowadzeniem wszystkich możliwych badań, w następujący sposób odpowiadał na pytanie „Gazety Polskiej”: „Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie dysponuje wiedzą, jakoby służby rosyjskie (...) wycinały drzewa w miejscu tragedii”.

Sprawa wycinki drzewostanu jest o tyle bulwersująca, że przebieg ostatnich sekund lotu Tu-154M eksperci zarówno Tatiany Anodiny, jak i Jerzego Millera, określili w dużej mierze na podstawie uszkodzeń drzew wokół lotniska, a raczej ukazujących je zdjęć autorstwa Rosjanina Siergieja Amielina, wykonanych kilka dni po katastrofie. Ich wartość dowodowa jest nikła, zwłaszcza po deklaracjach Amielina („Chcę tu mocno podkreślić, że działania kontrolerów nie spowodowały katastrofy!”, „Do tej pory nie było podstaw, by zarzucać MAK stronniczość”) – teraz jednak, po wycince, nie ma nawet żadnej możliwości, by zweryfikować wiarygodność tych fotografii.

4. Ukrycie dowodów z wieży

Środki łączności i radiotechnicznego zabezpieczenia i kontroli lotniska Smoleńsk-Siewiernyj to osiem różnego typu magnetofonów, trzy przystawki fotograficzne i urządzenie do oznakowania taśmy nagrywającej. Dodatkowo na stanowisku kierownika strefy lądowania zainstalowano zestaw wideo Sony z kamerą.

Tuż po katastrofie stwierdzono: „na ścieżce nr 7 (łączność głośnomówiąca kierownik lotów – obsługa meteo) szpuli nr 5 brakuje informacji o rozmowach 10 kwietnia 2010 r., jest natomiast stary zapis z listopada 2009 r.”. Stan techniczny błony fotograficznej „nie spełniał wymagań normatywnych”, ponadto na lotnisku nie było etatów do obsługi laboratorium foto, więc 10 kwietnia przystawki fotograficzne nie były wykorzystywane. Podczas odtwarzania danych z kasety wideo stwierdzono... brak nagrań, choć 10 kwietnia w czasie przygotowania do lotów sprawdzono gotowość magnetowidu do pracy. Analiza wykazała „brak wideozapisu z powodu skręcenia (zwarcia) przewodów pomiędzy kamerą a magnetowidem. Po zaizolowaniu przewodów można było nagrywać” (s. 82 raportu MAK).

– Rejestratory obrazu, czyli kamery i magnetowid, służą przede wszystkim do zapisania przebiegu podprowadzania maszyny według radaru RSP oraz jej rzeczywistego położenia wobec ścieżki podejścia. To że akurat ten zapis zniknął, świadczy o tym, że Rosjanie nie chcą ujawnić prawdziwego przebiegu ostatniej fazy podejścia naszego samolotu – komentuje tę sytuację w rozmowie z „GP” jeden z najbardziej doświadczonych kontrolerów z Okęcia.

Co więcej, szpule taśm z wieży lotów zdjęto o godz. 8:45, w związku z tym nie ma na taśmach zapisu akcji ratunkowej, która powinna się rozpocząć z chwilą stwierdzenia katastrofy. Ponadto taśmy powinien zabezpieczyć technik policyjny, najlepiej w obecności prokuratorów. Obsługa wieży nie czekała na ich przybycie. Kto podjął taką decyzję?

5.  Skrzynka, której nie znaleziono

Dziwnym trafem nie odnaleziono na miejscu katastrofy rejestratora lotu K3-63. Na s. 62 raportu Millera napisano, że „K3-63 jest rejestratorem eksploatacyjnym przeznaczonym do rejestracji parametrów: czasu, wysokości barometrycznej, prędkości przyrządowej, przeciążenia normalnego (pionowego). Zapisane dane wykorzystywane są do wykonania szybkiej analizy parametrów lotu, kiedy nie ma dostępu do urządzeń umożliwiających analizę parametrów z systemu MSRP lub rejestratora ATM-QAR”. Rejestrator K3-63 nie został odnaleziony, choć ma większe rozmiary niż inne rejestratory i skrzynka ATM, i powinien znajdować się w opancerzonym zasobniku pod podłogą w kabinie pasażerskiej.
Od 13 kwietnia w sprzedaży pojawiły się nowe egzemplarze książki „Musieli zginąć”, której pierwotny nakład rozszedł się w ciągu kilku dni. Książka jest dostępna w kioskach i salonach prasowych, a także w księgarni „Gazety Polskiej”.

 Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski

Gazeta Polska:  
Smoleńsk 2010

http://www.gazetapolska.pl/17291-jak-rosjanie-niszczyli-dowody

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz