Eksperci zespołu parlamentarnego badającego katastrofę smoleńską
ustalili najbardziej prawdopodobny sposób, w jaki nasz tupolew
przemieszczał się w ostatnich sekundach lotu. „Gazeta Polska” dotarła do
niepublikowanych dotychczas grafik, które obrazują te fazy lotu.
Grafiki, będące efektem badań australijskiego naukowca dr. Grzegorza
Szuladzińskiego, są częścią raportu przygotowanego przez zespół
Antoniego Macierewicza. Raport już wkrótce ma być zaprezentowany opinii
publicznej.
Ustalenia ekspertów ze Stanów Zjednoczonych i Australii, którzy
pracowali w oparciu o odczytane w Ameryce dane z polskiej czarnej
skrzynki i zapisów komputera pokładowego, uwzględniają to, co
przemilczały lub zafałszowały raporty MAK i komisji Millera – np. dane z
alarmów TAWS 37 i TAWS 38 oraz FMS. Raport zespołu Antoniego
Macierewicza, poza ostatnimi wynikami badań ekspertów, zaprezentuje
pierwsze fragmenty animacji obrazującej kluczowe sekundy przed
katastrofą.
Brzoza
Rekonstrukcja ostatniej fazy lotu pokazuje, że brzoza nie miała wpływu
na dalszy lot tupolewa. Samolot nie zmienił kierunku lotu.
Świadczą o tym dwa punkty, w których zostały zapisane sygnały alarmowe
TAWS (systemu ostrzegania przed przeszkodami na ziemi) – TAWS 37 i TAWS
38. Brzoza leży pomiędzy tymi punktami. Oba sygnały TAWS wskazywały taki
sam kierunek magnetyczny 260,1°, co dowodzi, że po minięciu brzozy
tupolew nie zmienił trajektorii.
Zdaniem MAK i komisji Millera to właśnie „pancerna” brzoza miała
zadecydować o roztrzaskaniu się samolotu. Maszyna miała uderzyć w
drzewo, przez co straciła część lewego skrzydła. Prof. Wiesław Binienda z
University of Acron w USA dowiódł, że nawet jeśli doszłoby do
uderzenia, skrzydło wyszłoby z tego niemal bez szwanku. Za to brzoza
zostałaby ścięta. Konkluzja raportów MAK i komisji Millera jest
jednobrzmiąca: samolot po stracie fragmentu lewego skrzydła wpadł w
beczkę autorotacyjną i zmienił kierunek lotu, skręcając w lewo. Gdyby
tak było, ta zmiana kursu znalazłaby odzwierciedlenie w postaci
różniących się od siebie TAWS 37 i TAWS 38. Ich jednakowe kierunki
magnetyczne zaprzeczają takiemu opisowi katastrofy.
TAWS 38
Tak więc na długim na 142 m odcinku między brzozą a punktem, gdzie
nastąpił zapis sygnału TAWS 38, tupolew leciał prosto. Skręcił raptownie
w lewo dopiero w punkcie TAWS 38. Przypomnijmy, że włączenie alarmu
TAWS 38 sygnalizowało, iż sensory na goleniach kół odebrały silne
uderzenie typowe dla zderzenia kół z ziemią przy lądowaniu. Ale samolot
znajdował się ponad 20 m nad ziemią. Co spowodowało włączenie sensorów?
To nie jest pewne. Pewne jest natomiast, że istnienie TAWS 38 zostało
przemilczane w raportach MAK i komisji Millera.
FMS-1
Miejsce zamrożenia FMS minus jedna sekunda. FMS to główny komputer
pokładowy. Zasilanie FMS zanikło, gdy tupolew znajdował się ok. 15 m nad
ziemią, kilkadziesiąt (60–80) metrów przed miejscem rozbicia o ziemię.
Fakt zamrożenia FMS, potwierdzony przez polską prokuraturę, został
zignorowany przez MAK i komisję Millera. Inne dane zostały poddane
korekcjom.
Dwa wstrząsy
Jak dowodzi prof. Kazimierz Nowaczyk z Uniwersytetu Maryland w USA,
decydujący wpływ na przebieg katastrofy miała nie brzoza, tylko dwa
wstrząsy, które zdarzyły się właśnie tuż przed zamrożeniem FMS. Chodzi o
dwa nagłe załamania przyspieszenia pionowego odczytane na parametrach z
rejestratora lotu i podane na wykresach w załącznikach do raportu MAK
oraz do raportu komisji Millera.
Ustalenia te pokrywają się z wnioskami badań prowadzonych przez dr.
Grzegorza Szuladzińskiego z Sydney w Australii, który dowodzi, że główną
przyczyną katastrofy były dwie eksplozje, które nastąpiły tuż przed
rozbiciem samolotu. Jedna nastąpiła na lewym skrzydle, druga wewnątrz
kadłuba. Drugi wybuch spowodował rozległe uszkodzenia (przypominające
wywinięte denko otwartej konserwy) i rozczłonkowanie kadłuba, a wreszcie
oderwanie lewego skrzydła od korpusu samolotu. Awaryjne lądowanie na
pokrytym młodymi drzewami terenie nie może, zdaniem eksperta, spowodować
takiego wywinięcia stalowej konstrukcji samolotu, wydmuchnięcia
10-metrowej części kadłuba i takiej jego fragmentacji.
O tym, czy nastąpiła eksplozja wewnątrz kadłuba, mogłyby świadczyć
rozerwane bębenki uszu ofiar katastrofy. Ale sekcji, jak wiadomo, nie
przeprowadzano.
Statecznik
Naukowcy dowiedli, że od maszyny oderwał się najpierw statecznik i ogon.
To dlatego na zdjęciu satelitarnym z 11 kwietnia lewy statecznik jest
położony co najmniej o 20 m dalej od rozbitego samolotu, niż to
utrwalono na następnym zdjęciu z 12 kwietnia. Sprawę nagłośnił prof.
Kazimierz Nowaczyk. Nie wiadomo, w jakim celu duży, ważący ponad sto
kilogramów element został przysunięty przez Rosjan do pozostałych
szczątków wraku. Na zdjęciach w raporcie MAK usytuowany jest w
zafałszowanym położeniu.
Anita Gargas
Gazeta Polska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz