Czy wywiad amerykański posiada wiedzę na temat tego, co wydarzyło się pod Smoleńskiem?
Henryk Skwarczyński
Peter King, kongresman z Nowego Jorku, złożył w Izbie Reprezentantów
rezolucję w sprawie międzynarodowej komisji mającej zbadać przyczyny
katastrofy smoleńskiej. W obecnym klimacie amerykańskiej polityki szanse
na jej zaistnienie są nieduże. A jednak ma ona znaczenie. Dlaczego?
Kontekstem jest stosunek Amerykanów do Katynia 1940 roku. Tamta zbrodnia
w kraju poszkodowanych musiała czekać pół wieku na oficjalne uznanie
tego, co się wydarzyło. W Ameryce sprawa ta była głoszona publicznie i
nigdy nie pozwolono na dwuznaczne jej prezentowanie. Tu ukazywały się
książki i artykuły wskazujące na Rosjan jako sprawcę mordu.
Rezolucja Kinga staje się więc wstawieniem nogi w drzwi, których
otwarcie przez jakiś czas może nie być możliwe. A będzie niemożliwe
właśnie z uwagi na klimat polityczny, jaki otacza katastrofę.
Dla Stanów Zjednoczonych uwikłanych w Afganistanie i Iraku, nie jest to
dobry moment do upierania się przy polskich żalach, nawet jeśli uda się
je wyartykułować na forum Kongresu.
Pozostaje przy tym pytanie, czy wywiad amerykański posiada wiedzę na temat tego, co wydarzyło się pod Smoleńskiem.
W sprawach polityki pracownicy CIA wypowiadać się nie mogą. Ich
nieoficjalnym rzecznikiem jest więc przewodniczący związku byłych
pracowników. Taki jest niepisany amerykański obyczaj polityczny. To,
czego nie może powiedzieć sprawujący władzę polityk czy ktoś zatrudniony
w rządowej agencji, może właśnie zgłosić ktoś taki. Emeryt z
"przeszłością".
Eugene Poteat jest przewodniczącym byłych pracowników amerykańskiego
wywiadu. Jako specjalista od elektroniki i fizyki w odniesieniu do
awiacji prowadził niegdyś takie sprawy, jak ta choćby związana z U-2.
Doświadczenie w pracy na Bliskim Wschodzie, także w kilku krajach
Europy, uczyniło go jednym z bardziej liczących się ekspertów wywiadu.
Poteat zabrał głos w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Jego analiza -
dostępna także w internecie - jest nie tylko jednoznacznym
stwierdzeniem, że pasażerowie samolotu lecącego do Smoleńska stali się
celem zamachu. Jest czymś więcej. Poprzez kontekst polityki światowej
Poteat pokazuje, że Ameryka nie ujawni prawdy, nawet jeśli taką wiedzę
posiada.
Autor tej analizy wskazuje też na zrozumiałą w tej sprawie bierność
państw Europy Zachodniej. Polska Lecha Kaczyńskiego narobiła
wystarczająco dużo szkód upominaniem się o Gruzję i Czeczenów, aby
Niemcy czy Francja miały przyjaznym okiem spoglądać na domagających się
umiędzynarodowienia śledztwa. Zagroziłoby to przecież potencjalnemu
boomowi, jaki mógłby pomóc - poprzez otwarcie na Rosję - w wychodzeniu
tych krajów z recesji.
Amerykańskiemu wywiadowi jest znany nie tylko sposób, w jaki dokonano
zamachu na polską elitę polityczną, ale i zasięg wojny cybernetycznej
prowadzonej wobec Polski przez Rosjan. Polska z krajami bałtyckimi jest
tu poligonem doświadczalnym w potencjalnym konflikcie z NATO.
Można przypuszczać, że wobec negatywnego nastawienia obecnego rządu
polskiego do umiędzynarodowienia sprawy Stany Zjednoczone nie będą
oficjalnie udzielać pomocy w śledztwie dotyczącym katastrofy. Same
posiadają bowiem ustalenia pozwalające na wyciągnięcie wniosków,
zwłaszcza że w USA rośnie przeświadczenie o skali penetracji polskiego
aparatu państwowego przez Rosjan. Sprawa szpiega Tomasza Turowskiego w
strukturach Ministerstwa Spraw Zagranicznych jest jedną z wielu.
Do dzisiaj nie powołano przecież w Polsce komisji do sprawy zbadania
zamachu na Jana Pawła II (!). I to mimo że o "polskim" udziale w tym
zamachu napomykają dostępne już archiwa Stasi. Gdyby jednak miała
powstać komisja ds. zbadania "zorganizowania" przez Tomasza Turowskiego
wizyty prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego w Katyniu, to sprawą równie
pilną musi być przesłuchanie go w odniesieniu do jego możliwego
uczestnictwa w dostarczeniu Rosjanom logistyki zezwalającej na
przeprowadzenie zamachu na placu Świętego Piotra.
Wielu Amerykanów jest przeświadczonych, że Putin stoi za przyczyną
smoleńskiej katastrofy. Sam dowiedziałem się o niej z rannego telefonu
mieszkającej w Melbourne mojej siostry Joanny. Zaraz potem otworzyłem
komputer i sprawdziłem, co na ten temat podaje izraelska prasa.
Dlaczego izraelska? Bo z niej można dowiedzieć się tego, czego nie poda
żadna gazeta na świecie. Ot, choćby to, że Gertrude Stein - która mimo
swego pochodzenia przeżyła całą okupację we Francji - w roku 1938
zgłosiła Adolfa Hitlera do Pokojowej Nagrody Nobla! Ujawnił to przed
laty na łamach niskonakładowego izraelskiego pisma "Nativ" emerytowany
profesor uniwersytetu w Uppsali, a swego czasu członek jury nagrody,
prof. Gustav Hendrikksen.
Tym razem tytuł był jednoznaczny: "Israeli press accuses Putin of
Kaczynski´s elimination". Komentatorzy izraelscy nie mieli wątpliwości.
Za katastrofą w Smoleńsku stoi Władimir Putin. W tym tonie pisał nie
tylko "Ha´aretz" i "Maariv", ale nawet takie, poświęcone sprawom
religijnym pismo, jak "Be-Hadrei Haredim".
Warto może też przyjrzeć się katastrofie smoleńskiej w aspekcie
psychologicznym. Wiemy, i nie jest to żadne epokowe odkrycie, że
podejrzenie jest naturalnym prawem umysłu. Kiedy gubię okulary, pierwszy
cień podejrzenia pada na moją żonę Egle. Dopóki nie odnajdę ich w bucie
czy kieszeni marynarki, dopóty nie jestem przekonany o niewinności
innych. Tak funkcjonuje umysł.
Kiedy korespondent "Ha´aretz" zagadnął polską ambasador w Izraelu
Agnieszkę Magdziak-Miszewską, co sądzi o możliwym udziale Rosjan w
katastrofie, usłyszał, że takie stwierdzenie jest zaskoczeniem, bo w
Polsce NIKT nie oskarża Rosji o działania mogące przyczynić się do
rozbicia samolotu!
Rodzi się tu pytanie. Czy klasa ludzi, która powstawała za czasów PRL,
tym razem wzmocniona przez tych urzeczonych władzą, nie stanowi
odradzającego się staro-nowego wektora postrzegania Rosji? Przecież
Tomasz Turowski nie tylko sugestywnie przekonywał, ale także miał
pokaźne grono tych, którzy byli w jego argumentach zadurzeni. Włącznie z
będącym z nim na "ty" prezydentem RP Bronisławem Komorowskim!
Jeśli Rosjanie chcieliby uzyskać wiarygodność w kwestii śledztwa
katastrofy pod Smoleńskiem, to gestem wskazującym na ich dobrą wolę
byłoby ujawnienie, co zawierają archiwa KGB w sprawie zamachu na Jana
Pawła II. Wtedy sprawa może nabrałaby innej dynamiki.
Pożytkiem takich akcji jak ta kongresmana Kinga w Izbie Reprezentantów
czy zabranie głosu w tej sprawie przez Gene´a Poteata jest to, że
pozwalają one, aby rozkręcający się mechanizm poszukujących prawdy
przetrwał do czasów, kiedy będzie można głosić ją otwarcie. Chyba że
świat na orwellowski sposób upubliczni ją dopiero w ramach święta
Ministerstwa Prawdy w roku 2084, kiedy to ujawnienie przyczyn katastrofy
smoleńskiej nikomu nie będzie zagrażać.
Henryk Skwarczyński, ur. w Polsce pisarz mieszkający
w USA. Były korespondent "Głosu Ameryki" i wykładowca Defence Language
Institute w Monterey w Kalifornii. Autor m.in. książek "Jak zabiłem
Piotra Jaroszewicza" i "Majaki Angusa Mac Og".
Za Naszym Dziennikiem :
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20110114&typ=my&id=my01.txt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz